Serowy Chleb z Chili

Gdy ktoś, tak jak ja, hoduje chili, z czasem zaczyna się zastanawiać, co z tym jeszcze można zrobić. No bo takie podstawowe ususzenie i zmielenie lub dodawanie świeżej do różnych potraw już przestaje wystarczać. I szuka się ciągle czegoś nowego, przepisów w których chili nie jest tylko dodatkiem, ale gra główną rolę. Potraw, które bez chili nie miałyby szansy bytu. Znająca doskonale moje upodobania przyjaciółka na tegoroczne urodziny podarowała mi książkę "Diabelska kuchnia. Aromatyczne, szalone, pikantne papryczki chili". W środku znajduje się nie tylko cała masa przepisów na dania z chili, ale także opis niektórych gatunków, sposoby przetwarzania i trochę porad pomieszanych z historią. Już od samego jej przeglądania ślinka cieknie. Niestety w tym roku moje papryczki bardzo wolno dojrzewają (głównie ze względu na bardzo ograniczoną ilość słonecznych, gorących dni). Zmieniają kolor partiami i dopiero gdy zetnę pewną część, kolejna zaczyna dojrzewać. Z tego powodu zbiory zazwyczaj są w weekendy i wtedy też kombinuję na co chili przeznaczyć. Dwa tygodnie temu robiłam przecier/sos z chili, doprawiałam ketchup mojej cioci, a resztę przeznaczyłam na mrożenie, żeby zimą móc robić rozgrzewające potrawy. Chili sobie spokojnie dojrzewały i wczoraj stwierdziłam, że koniec tego dobrego i czas na żniwa. Zaczęłam przeglądać wspomnianą wyżej książkę i stwierdziłam, że zrobię serowy chleb z chili (chyba głównie z tego powodu, że wszystkie składniki i tak miałam w domu). Jedyna zmiana jakiej dokonałam w przepisie to gatunek chili i sera. Zamiast wymienionych w przepisie 3 papryczek New Mexico, użyłam 2 Pepperoni. Po prostu New Mexico jeszcze nie posiadam, ale kupiłam w Lidlu piękny okaz i z nasionka już wzeszła niewielka roślinka. New Mexico jest delikatniejsza od Pepperoni i nie chciałam przesadzić, szczególnie że to porcja na 1 chlebek. A co do sera, po prostu nie znalazłam nigdzie w pobliżu cheddara :) Chleb wyszedł bardzo delikatny, na świeżo pachnący serem, właściwie nieostry, jedynie po chwili od zjedzenia pojawiło się uczucie delikatnego mrowienia w gardle. Ale myślę, że nawet osoba jadająca wyłącznie łagodne jedzenie, da sobie z tym radę :)

Składniki (po moich modyfikacjach):
- 2 ładne, grube papryczki Pepperoni (choć następnym razem wezmę 3)
- 100 ml mleka
- 2 łyżki masła
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 opakowanie aktywnych suszonych drożdży (7g)
- 50 ml ciepłej wody
- 1 łyżeczka cukru
- 30 dag mąki uniwersalnej (ja wzięłam pszenną 450; razowa też się sprawdzi)
- 1 jajko, lekko ubite
- 10 dag pokrojonego w drobną kostkę lub startego sera Gouda

Z papryczek trzeba zdjąć skórkę. W przepisie jest żeby wsadzić je do piekarnika, ja po prostu nadziałam na widelec i opaliłam nad ogniem. Potem 10 min w zamkniętym pudełku. Na koniec wyjąć nasionka, zdjąć skórkę i miąższ pokroić w drobniutką kostkę.
Mleko podgrzewamy razem z masłem i solą. Jak się ładnie połączą, zdejmujemy z ognia i zostawiamy do ostygnięcia.
Drożdże wsypujemy do ciepłej wody i dokładnie mieszamy. Dodajemy cukier i mieszamy aż się rozpuści. Odstawiamy w ciepłe miejsce, do czasu aż podwoją swoją objętość i pojawi się pianka (jakieś 10-15 minut).
Do dużej miski wlewamy drożdże i mleko, dokładnie mieszamy. Dosypujemy 10 dag mąki, jajko, ser i chili. Ugniatamy i dosypujemy kolejne 10 dag mąki. Zagniatamy i wsypujemy resztę mąki. Stolnicę posypujemy mąką, przekładamy ciasto i ugniatamy jeszcze 10 minut. W razie potrzeby (która pewnie wystąpi)  podsypujemy jeszcze mąką. Miskę smarujemy tłuszczem i z powrotem przekładamy do niej ciasto, tak żeby całe się lekko natłuściło. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinkę, żeby sobie urosło.
Formę na chleb można posmarować masłem lub wyłożyć papierem, ja wolę drugą opcję :) wyrośnięte ciasto jeszcze trochę ugniatamy, formujemy bochenek i przekładamy do formy. Przykrywamy i znowu odstawiamy, żeby podwoiło swoją objętość.

Tak wyglądał po włożeniu do blaszki. Natomiast przed włożeniem do pieca cisto sięgało już krawędzi.

Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni. Chlebek pieczemy 30 minut, ja na ostatnie 5 minut włączyłam jeszcze górną grzałkę (nie mam termoobiegu, a góra jakaś taka blada się wydawała. Będzie gotowy, gdy po lekkim stuknięciu w wierzch chlebka usłyszymy pusty dźwięk.





Niestety jakoś jest jaka jest, ponieważ nadal nie dysponuję akumulatorkami do aparatu i muszę ratować się telefonem, który w świetle żarówki niestety nie potrafi zrobić ładnej jakości zdjęć ;/

Jeszcze taki mały hint dla niedoświadczonych: od momentu "chili trafiają do pudełka", na dłoniach powinniście mieć założone rękawiczki. Lateksowe lub foliowe, ważne żeby chronić ręce. To że użyte papryczki nie są zbyt ostre nie ma większego znaczenia, ponieważ pod wpływem ciepła wydzielają dużo soku i łatwo mogą podrażnić skórę. Co ciekawe, gdy wygniatałam ciasto w lateksowych rękawiczkach, ciasto do nich w ogóle nie przywierało. Choć ze stolnicy musiałam momentami je skrobać nożem, to na dłoniach nie było nawet kawałeczka. Chyba teraz przy wyrabianiu jakiegokolwiek chleba będę ich używać :)

Żeby nie musieć zużywać 2 par, po odłożeniu ciasta na pierwsze wyrabianie dokładnie myjemy ręce w rękawiczkach oliwą i potem płynem do mycia naczyń. To zapobiegnie przeniesieniu się soku na dłonie przy ściąganiu i ponownym zakładaniu.

EDIT: Byłam w sklepie i w zasięgu mojego wzroku znalazł się cheddar. Tydzień temu go tam nie było, a tu nagle się pojawia. No to stwierdziłam, że chlebek mogę zrobić ponownie. W szafce mi leżała mieszanka do wypieku chleba słonecznikowego. Użyłam jej zamiast zwykłej mąki (choć musiałam wziąć 40 dag, ponieważ te 10 nadmiarowe stanowiły ziarna słonecznika)., tym razem użyłam 3 pepperoni i 10 dag sera cheddar. I nigdy więcej tego nie zrobię. Mimo użycia drożdży suchych (choć w mieszance teoretycznie są), chleb nie wyrósł w piekarniku nic ponad to, co wyrosło wcześniej. Ale sam chleb smakował jakbym wsypała do niego co najmniej 5 łyżek soli, a nie pół łyżeczki. Najprawdopodobniej ten słony smak wziął się z sera, ponieważ chleb z mieszanki nigdy taki słony nie wychodził. Chili było trochę mocniej wyczuwalne niż w wersji pierwotnej i to jest jedyna rzecz na plus. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi wersja z Goudą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz