Pasztet w wersji economy

Jak już pisałam, przy okazji klusek śląskich, nie lubimy w domu, gdy coś się marnuje. Nie jestem fanką mięsa. To znaczy, od czasu do czasu zjem i nawet będzie mi smakowało, ale jakbym musiała, z powodów obiektywnych, od jutra przejść na wegetarianizm, to wielkiej różnicy by mi to nie zrobiło. Jedyny powód, dla którego to jeszcze nie nastąpiło, to faktyczne istnienie dań mięsnych, za którymi na wegetariańskiej diecie byłoby mi smutno ;)

Ale jest pewna postać mięsa, której nie znoszę i ścierpieć nie mogę, kiery znajduję ją w moim talerzu. I jest to taki drobiazg jak mięso w zupie. Czyli to, które było na porcji rosołowej, żeberku, kości czy czym tam innym, na czym akurat zupa jest gotowana. Zazwyczaj kończy się tak, że to mięso odrywa się od kości i ląduje akurat w moim talerzu. A ja, jak takie małe dziecko, grymaszę wtedy niemiłosiernie, układam wianuszek na granicy talerza i absolutnie odmawiam jego zjedzenia. Niestety, ale dla mnie toto jest bez smaku i konsystencji i od razu mnie odrzuca. Tym samym przed rozpoczęciem nalewania zupy na talerze, kość/żeberko/porcja rosołowa ląduje na osobnym talerzu i wtedy są 3 wyjścia: albo tata je wcina do zupy lub osobno (on akurat lubi), albo ku uciesze kota leży niezakryte, więc można podwędzić i zjeść gdzieś za kanapą (a potem wet mówi, że Cholera przytyła za bardzo), albo można mięsko z kości dokładnie oskubać, wrzucić do pudełka i zamrozić. I przy kolejnej zupie, ta sama strategia. Aż do pełnego pudełeczka. A potem tylko dodajemy odpowiednie składniki i z rzeczy, której nie znoszę, wychodzi bardzo smaczny pasztet.



  • 0,5 kg mięsa z zupy (najczęściej kury)
  • 0,5 kg świeżego boczku (tłustego)
  • 40-50 dag wątróbki (u mnie 40, bo po tyle paczkują w Lidlu)
  • ok 30 dag karczku w kawałkach
  • 3 bułki
  • 3 cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • 2-3 jajka (w zależności od wielkości)
  • przyprawy (ziele angielskie, sól, pieprz, chili, majeranek, gałka muszkatołowa)
Wszystkie rodzaje mięsa wrzucamy do garnka, zalewamy wodą,wrzucamy 3 listki laurowe i kilka kulek ziela angielskiego i gotujemy do miękkości.

Z ugotowanego wywaru wyjmujemy ziele i listki. Do osobnego garnka zlewamy wywar z mięsa i wrzucamy do niego bułki, żeby wchłonęły cały "rosołek". Cebulę kroimy na ćwiartki, czosnek obieramy.

Mięso, czosnek, cebulę i bułki przekręcamy przez maszynkę do mięsa, najlepiej 2 razy, żeby się dokładnie wymieszało.


Świeże ziele angielskie tłuczemy na drobno w moździerzu i mieszamy z resztą przypraw. Wsypujemy do mięsa, dodajemy jajka i wszystko mieszamy. Jak jest za mokre, to można dodać bułki tartej, w moim nie było potrzeby.


Keksówki wykładamy papierem do pieczenia. Dno wysypujemy bułką tartą. Na nią wylewamy pasztet i wygładzamy (zostawiamy 3 cm blachy zapasu, bo w czasie pieczenia pasztet trochę podrasta). Górę też posypujemy bułką tartą.


Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni. Pieczemy 1,5h.



Taki domowy pasztet dość długo trzyma świeżość, a ponieważ na dworze dość zimno jest ostatnio, więc dobrze zabezpieczony przed śniegiem i intruzami, może leżeć nawet na balkonie.

Smacznego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz