Bo czasem dobrze jest zagłębić się w lekturze i nie myśleć o niczym więcej

Dni coraz krótsze, coraz szybciej robi się ciemno i tak szczerze na moje kryzysy czasem i gotowanie nie pomoże. A do tego przy sztucznym świetle też niezbyt wygodnie się wyszywa, szczególnie jeśli kolory są podobne, a akurat gdzieś zgubiła się kartka z numerami. Jeszcze nie do końca przestawiłam się na tryb "pracowy", który wycina mi z doby 9-10 godzin dziennie (licząc z dojazdami i niespodziewanymi przypadkami) i cały tryb życiowy muszę sobie na nowo organizować. Nie na wszystko mam czas i często muszę sobie dzielić dzień na godziny, co o której robię, abym z wszystkim nadążyłam. Ponieważ ostatnio najwięcej czasu pochłania mi wiedźma, a chcę skończyć najbardziej zlewające się kolory, zanim ciemność zacznie zapadać o 16, musiałam na jakiś czas odłożyć lektury. Stosik książek do przeczytania ciągle się powiększa, szczególnie że w kinach niedługo pojawi się kilka filmów, które koniecznie muszę obejrzeć, a przed przeczytaniem książki nie da rady. Ale nie będzie dziś o ekranizacjach głośnych powieści.

Od miesiąca już czekam, aż w sklepach pojawi się "A jeśli ciernie" Virginii C. Andrews. Pierwszy tom sagi o rodzeństwie Dollangangerów wysłuchałam w radiu nakanapie.pl. Na zamieszczenie drugiego w formie audiobooka nie czekałam, tylko kupiłam książkę i w ciągu dwóch dni ją dosłownie pochłonęłam. Szczerze powiedziawszy wolę jednak tradycyjne czytanie książek, ponieważ wtedy cała moja uwaga jest poświęcona wyłącznie opowieści, no i nie muszę czekać całego dnia na ciąg dalszy. Virginia C. Andrews stworzyła historię, która wywiera ogromne wrażenie. Jeszcze długi czas po zakończeniu pierwszego tomu się nad nią zastanawiałam. Dobry pisarz potrafi sprawić, ze jego powieść żyje własnym życiem, nawet kiedy już dawno została przeczytana. Tak jest zdecydowanie z sagą, którą rozpoczynają "Płatki na wietrze".

Narratorką powieści jest Cathy, dziewczynka która pewnego dnia traci ojca w wypadku samochodowym. Jej dotychczasowe beztroskie życie rozsypuje się jak domek z kart. Razem z rodzeństwem: starszym bratem Chrisem i młodszymi bliźniętami Corym i Carrie muszą porzucić szkołę, przyjaciół i przenieść się na poddasze wielkiego domu rodzinnego ich matki. Mają się ukrywać tam, dopóki surowy dziadek nie wybaczy ich matce grzechu, który popełniła przed laty. Pozbawieni wolności, słońca i towarzystwa rówieśników powoli tracą nadzieję, że kiedykolwiek opuszczą to straszne miejsce i spełnią swoje marzenia.

Im dłużej czytałam, im bardziej zagłębiałam się w ich historię, tym bardziej matka i babka rodzeństwa wydawały mi się odpychające. Rodzeństwo wraz ze śmiercią ojca straciło także matkę. Corrine Dollganger skupia się przede wszystkim na powrocie do łask swojego despotycznego ojca. W trakcie lektury coraz mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że potrzebuje ona ciągłego chwalenia i ubóstwiania. Dopóki dzieci kochały ją bezwarunkowo, ona także je kochała. Niestety przedłużający się pobyt na poddaszu sprawił, że Cathy przestała z uwielbieniem patrzeć na matkę. Dla bliźniąt stała się obcą kobietą, ponieważ nie było jej obok, kiedy najbardziej tego potrzebowały. Jedynie Chris był w stanie jej wszystko wybaczyć. Corrine coraz rzadziej pojawiała się na poddaszu, zajęta bywaniem na kolejnych przyjęciach i wycieczkach. Dzieci stały się dla niej uciążliwym balastem. Dla mnie niepojęte w tej książce było to, jak łatwo matka czwórki dzieci może przedłożyć nad nie wartości materialne. Celem jej życia stały się pieniądze, a skoro nie mogła się nimi cieszyć razem z dziećmi, to dzieci stały się niepotrzebne. Mając dostęp do majątku ojca wydawała wiele pieniędzy na stroje, biżuterię i prezenty dla dzieci. Mimo to nie zdecydowała się na odłożenie kwoty, która pozwoliłaby jej na zabranie dzieci z poddasza i rozpoczęcie życia w innym miejscu z dala od okrutnych rodziców.

Moim zdaniem "Kwiaty na poddaszu" są bardzo emocjonującą powieścią. Słuchałam jej w krótkich odcinkach i wielokrotnie, oczekując na pojawienie się kolejnego, zastanawiałam się co by było gdyby... zrobiła inaczej, nie pojechała do rodziców, albo zabrała dzieci po odłożeniu pieniędzy pozwalających na utrzymanie rodziny przez kilka miesięcy. Gdyby była bardziej kochającą matką lub gdyby dzieci zamiast uciekać ujawniły się przed dziadkiem, gdy ten jeszcze żył. Na pewno nie jest to lekka lektura do poduszki. Zmusza do zastanowienia się nad egoizmem i materializmem ludzi. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć w długie jesiennie wieczory.

1 komentarz:

  1. Muszę się z Tobą zgodzić bez chwili zastanowienia się. "A jeśli ciernie" są już dostępne :) tak samo pochłaniające jak poprzednie dwie części. Teraz to ja już czekam na czwartą część, razem z mamą, która również wciągnęła się w tę historię.

    OdpowiedzUsuń