Zakamuflowana męska opcja szowinistyczna - czyli to nie jest wyłącznie blog kulinarny

W każdym razie nie jedynie. Nazwa, którą wybrałam dla niego, miała być w trochę przewrotna. Jestem Feministką, nigdy się z tym nie kryłam. Ale jednocześnie zawsze musiałam walczyć z nieuświadomionym otoczeniem, które uparcie próbowało mi wmówić "Nie, nie jesteś!". No bo jak to? Gotuję, maluję się, dbam o swój wygląd, mam bzika na punkcie butów i torebek oraz (o zgrozo!) nie nienawidzę facetów! Tym samym Feministka ze mnie, jak z koziej dupy trąba. Tylko że kiedy otoczenie poznawało mnie bliżej, rozumiało co miałam na myśli. Bo nie bałam się tego powiedzieć głośno.



W naszym tak strasznie zakopanym w stereotypach kraju ciągle trwałe jest przekonanie, że Feministka to babochłop, co to nóg nie goli, o gotowaniu wie tyle, że potrafi przygotować szybkie danie z supermarketu w mikrofali, a każdy chłop to wróg, więc na sam widok należy przeklnąć i splunąć przez lewe ramię siedem razy. Czy coś w tym stylu...

I w tym stereotypowym kraju nagle Feministki zabierają głos. Zaczynają walczyć o prawo do decydowania o własnym ciele, do antykoncepcji i aborcji, do legalizacji związków partnerskich, bo choć tworzą związek z mężczyzną, wcale nieśpieszno im przed ołtarz, do równych praw w pracy, do dumy bycia kobietą. A społeczeństwo przeżywa szok. Bo to nie są babochłopy. To cała masa kobiet: młodych i starych, chudych, średnich i grubych, modnych i nie, wykształconych lepiej lub gorzej, gospodyń domowych i bizneswoman. I każda z nich chce lepszego traktowania kobiet. Do tego to nie tylko są kobiety. Z nimi idą mężczyźni! Hetero! Oni też mają dość, że ich matki, córki, żony, przyjaciółki czy siostry mogą paść ofiarą ataku. Bo szczerze mówiąc kary dla gwałcicieli w Polsce są śmieszne. Tak samo kary za molestowanie seksualne czy dyskryminację płciową. I ci wszyscy ludzie wychodzą na ulice i głośno wyrażają, jak bardzo gdzieś mają taki system prawny, w którym bać się musi ofiara, a nie jej kat.

Kiedy do polskiego społeczeństwa nagle zaczyna docierać, że kobieta jednak prawo głosu ma (o dziwo w tym złym i strasznym PRL głos kobiet miał większe znaczenie, niż ma teraz), nagle kolejny szok! Pojawia się ona! 100% antyfeministka, osoba (nie napiszę, że kobieta, bo być kobieta to stan umysłu - a jej najwyraźniej tego brakuje) kompletnie pozbawiona empatii, współczucia, miłości do drugiej osoby, poczucia wspólnoty z własną płcią. Osoba niezamężna, bezdzietna, mówiąca że związki, z których nie ma dzieci, są jałowe. Osoba krzycząca - ja mam rację, bo tylko jedna opinia się liczy! Wtedy tego nie skomentowałam, bo uznałam, ze to niepotrzebne. Sama się kompromitowała (jakby nie było - jest wzorcowym przykładem jałowości), liczni profesorowie się oburzyli, zawirowało, zakurzyło i nastała błoga cisza.

I nagle ona postanawia o sobie przypomnieć. I teraz już nie mogłam tego przemilczeć. Bo jak przeczytałam i usłyszałam, to ciśnienie mi tak skoczyło, że się we mnie herod-baba obudziła. Dobrze, że zobaczyłam to w pracy, bo musiałam w ten sposób opanować emocje. A to co cisnęło mi się na usta było niepoprawne politycznie, religijnie, moralnie i prawdopodobnie jakiś paragraf by się na to znalazł. Ale uznałam, że teraz przemilczeć nie mogę. Bo to dla mnie szok, że osoba tej samej płci co ja (choć tego nikt jeszcze nie udowodnił - może to jakaś zakamuflowana męska opcja szowinistyczna?), może mówić coś takiego! Stwierdzenie, że ofiara gwałtu sama się o niego prosi, przepraszam, jako to poseł Pawłowicz ujęła - PRZYCZYNIA - to mi się w głowie nie mieści.

W USA jest tak faktycznie, że kobieta zgwałcona, często jest napiętnowana przez społeczeństwo. Tam mówią, że sama się o to prosiła, zachęcała. Że to przecież taki doskonały student, a z niej jest okoliczna dziwka. W trakcie procesu gwałciciela, obrońca często zarzuca ofierze, że nosiła za krótkie spódniczki, za duży dekolt, upiła się, flirtowała, no to jak miał się oprzeć? A to, że powiedziała nie? Przecież kobieta, jak mówi "nie", to wiadomo, że ma na myśli "tak". Zresztą już było za późno, bo on już zdążył się podniecić, więc nie jego wina, tylko jej, bo się rozmyśliła.

W Polsce gwałciciel, to zawsze był gwałciciel. Niezależnie od tego kogo, gdzie i jak. A w więzieniu było ukrywane, za co odsiaduje wyrok, bo innym skazanym mogło się nie spodobać towarzystwo zboczeńca. Tak jak w przypadku pedofila. W końcu niektórzy więźniowie też mają matki, córki, żony, dziewczyny, siostry i wcale im nie pasuje, że ktoś mógłby je skrzywdzić. Już morderstwo nie było tak piętnowane, jak gwałt. Choć kodeks karny może nie odzwierciedla nastrojów społecznych. No, ale ewolucja, równouprawnienie, chciałyśmy, to mamy. Powoli się to zmienia i idzie w kierunku USA. A jak wszyscy dobrze wiemy, nie każda zachodnia czy amerykańska rzecz wychodzi nam na zdrowie...

A poseł Pawłowicz najwidoczniej uważa, że należy przestać piętnować tych biednych wzorowych studentów czy innych szanowanych członków społeczeństwa. Bo jedna panna z drugą musiały mini nosić albo głęboki dekolt. Same chciały, bo to przecież szmaty zwykłe są. A pan redaktor nie ma racji. Rację ma tylko ona! Koniec dyskusji, która była właściwie tylko monologiem, bo dziennikarzowi do słowa dojść nie dała.

Wiem, że nie takiej treści spodziewacie się po blogu prawie kulinarnym. Właściwie nie miałam zamiaru umieszczać na nim takich treści, ale bycie Feministką zobowiązuje. Mogę na co dzień gotować, haftować, malować się i stroić, ale nigdy nie zgodzę się na to, by moja kobiecość miała być dla mnie powodem do wstydu. Każda kobieta, niezależnie od wiary i wyznania, ma prawo do samodzielnego i świadomego decydowania o własnym ciele. Czy nosi mini czy burkę, dekolt czy golf, szpilki lub trampki - nikomu nie daje prawa do zdeptania jej godności. Mężczyznom nie zarzuca się, że są puszczalscy, bo chodzą z gołym torsem w upalne dni lub założą nieco krótsze spodenki. Każda osoba, która mówi, że kobieta sama prosi się o gwałt, jest według mnie nienormalna. A już osoba publiczna, która takie rzeczy opowiada, powinna trafić na obowiązkową obserwację psychiatryczną w domu bez klamek. Bo żeby reprezentować społeczeństwo trzeba być otwartym na jego problemy i przynajmniej przejawiać jakiś ułamek empatii i współczucia dla każdej tragedii, a nie tylko dla tej, która jest akurat wygodna do własnych celów politycznych.

Bycie świadomą siebie kobietą, to też bycie Feministką. I jest to jedynie powód do dumy!

2 komentarze:

  1. Dobrze prawisz!
    Świetne podejście, czas najwyższy zmieniać stereotypy. Więcej takich blogów!!!
    Powodzenia w kuchni Feministko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbiło mnie w fotel, przeczytałam dokładnie to, co sama myślę, więcej - za takie słowa ta pseudo-posłanka powinna zostać usunięta z parlamentu w trybie natychmiastowym a potem... a nie, jednak nie, ona się niczym nie przyczynia, żeby ją ktoś zgwałcił

    OdpowiedzUsuń