Żeby się za bardzo nie umartwiać tym sprzątaniem, postanowiłam się pocieszyć jakimś ciachem z kremem. Chciałam coś dobrego, słodkiego i w miarę szybkiego. Do głowy mi przyszła cała masa przepisów, ale jeden już od dawna do mnie wracał i w końcu zdecydowałam się na Kopiec Kreta. Wadą ciasta jest, że niestety musi leżeć w lodówce. Dlatego lubię je robić zimą, bo wtedy po prostu wywalam szczelnie zamknięty pojemnik z ciastem na balkon i jest spokój. A tak trzeba w lodówce poprzykrywać wszystko co emituje zapachy (np cebula czy sos czosnkowy), bo pojemnik na ciacho się nie zmieści.
Kiedy pierwszy raz chciałam zrobić Kopiec Kreta wybrałam opcję z pudełka. To jeszcze były czasy, kiedy moje zdolności kulinarne ograniczały się do wyklepania i usmażenia kotletów i upieczenia samodzielnie ciasta o wdzięcznej nazwie "ciasto, które zawsze się udaje" (w moim wykonaniu i przypala). O czymś takim jak blogi kulinarne nikt wtedy nie słyszał, bo internet w Polsce dopiero raczkował. Niestety źle przeczytałam instrukcję na pudełku i zamiast masła, do masy na ciasto wlałam całą kremówkę. Sytuację uratowała moja mama, ale zamiast kopca mieliśmy płaski placek z bananami, a ja się zraziłam do niego na kilka lat. Z koleżankami się śmiałyśmy wtedy, że "kopiec przeżył, ale kret zdechł". W zeszłym roku ponownie spróbowałam, tym razem od podstaw samodzielnie z przepisu. I wyszedł perfekcyjnie. Roboty z nim niewiele, jedynie przy usypywaniu kopca trochę się bałagani. Idealne na wieczorny deser. No i oczywiście z moimi ukochanymi bananami :)
Składniki:
Ciasto:
- 0,5 kostki margaryny (125 g)
- 0,5 szklanki cukru
- 2 jajka
- 1,5 szklanki mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/3 szklanki wody
- 2 łyżki dobrego ciemnego kakao
- 400 g śmietany kremówki
- 2 śmietan-fixy
- 1,5 łyżki cukru pudru
- 1 tabliczka czekolady deserowej lub gorzkiej
- 3 banany
- 1 torebka cukru wanilinowego
Margarynę, cukier, kakao i wodę wkładamy do rondelka, gotujemy mieszając, aż się wszystko ładnie rozpuści i połączy. Studzimy. Żółtka oddzielamy od białek. Masę czekoladową i żółtka wlewamy do miski i mieszamy. Dosypujemy przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia i znowu dokładnie mieszamy. Z białek ubijamy sztywną pianę i delikatnie łączymy z resztą masy. średnią tortownicę (ok 27-30 cm średnicy) smarujemy tłuszczem i obsypujemy bułką tartą. Można też wyłożyć spód papierem do pieczenia i obsypać boki bułką. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Ciasto pieczemy przez 25 minut - do suchego patyczka. Z lekko wystudzonego delikatnie wydrążamy środek. Ponieważ na górze jest chrupiąca skórka, najlepiej wyciąć sobie nożem linie i po nich zeskrobywać łyżką. Zostawiamy dno i boki, na ok 1,5 cm grubości. To co zostało wyskrobane, kruszymy na drobno i odkładamy do miseczki.
Krem:
Czekoladę drobno siekamy. Kremówkę ubijamy ze śmietan-fixami, cukrem wanilinowym i cukrem pudrem. Dodajemy do niej czekoladę i delikatnie mieszamy.
Kopiec:
Na dnie wydrążonego ciasta układamy połówki bananów. Jak komuś przeszkadza brązowienie, może pokropić kilkoma kroplami cytryny, ale bita śmietana wtedy krócej się trzyma. Dwa mi się zawsze mieszczą całe, a trzeci banan służy do uzupełniania dziur pomiędzy nimi.
Na banany nakładamy bitą śmietanę i formujemy z niej kopiec. I ostatnia część zabawy. Bierzemy okruchy ciasta i jak kto woli: posypujemy lub nakładamy na śmietanę. Ja zawsze wolę drugą wersję, bo mnie się rozsypuje i wygodniej dziury się uzupełnia. Okruchy lekko dociskamy do śmietany, żeby nie uciekały. Na koniec wkładamy na 2 godziny do lodówki, żeby się "ustabilizowało".
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz