Snikers

Super słodkie ciasta robię dość rzadko. Głównie ze względu na mojego tatę, który jako cukrzyk musi pilnować poziomu cukru. Z tego względu my też ograniczamy mega słodkie rzeczy, żeby jemu pod nosem tym nie machać, kiedy z mamą się zajadamy. Ale od czasu do czasu można, szczególnie w taki dzień jak dziś. Kiedy jest szaro, zimno i deszczowo tylko coś słodkiego pomoże podnieść ciśnienie. Ogółem przymierzałam się do Snikersa już kilka razy, ale zawsze mnie zniechęcało samo przeczytanie przepisu. W praktyce okazało się jednak, że tak dużo roboty z nim nie ma, szczególnie jeśli ma się dodatkową parę rąk do pomocy. Ciasto jest słodkie, ale zjadalne jak tort. Jeden kawałek na kilka godzin wystarczy :) Jak ktoś nie ma trzech identycznych blaszek (u mnie każda inna), to blachę najlepiej wyłożyć papierem do pieczenia - łatwo wtedy wyjąć ciasto bez uszkodzenia go. W takim przypadku trzeba sobie dokładnie zapamiętać/zapisać ile poszczególne blaty leżały w piekarniku, żeby odpowiedni kolorek miały. Ja oczywiście o tym nie pomyślałam, piekłam na czuja i przy trzecim za długo go trzymałam. Na szczęście się nie spalił, a jedynie mocniej zarumienił. Smak wyszedł taki sam jak dwóch pozostałych, więc jest ok :)

Ciasto:
  • 60 dag mąki
  • 3/4 szklanki cukru
  • 2 jajka
  • 2 żółtka
  • 20 dag margaryny
  • 3 łyżki mleka
  • 3 łyżki miodu
  • 2 łyżeczki sody
  • 1 opakowanie cukru wanilinowego
Polewa:
  • 1/2 kostki margaryny
  • 4 łyżki cukru
  • 2 łyżki miodu
  • 20 dag posiekanych orzechów włoskich
Krem I: 1 opakowanie budyniu śmietankowego
Krem II: puszka skondensowanego mleka słodzonego

Na początek wkładamy puszkę z mlekiem do gara, zalewamy wodą i gotujemy przez 3 godziny pod przykryciem. W razie czego dolewamy gorącej wody. Po 3 godzinach puszkę wyjmujemy i odkładamy do ostygnięcia. Można się zabierać za ciasto.

Mąkę mieszamy z sodą oczyszczoną i przesiewamy na stolnicę. Wrzucamy na to margarynę i siekamy na drobno. Dokładamy pozostałe składniki na ciasto i dokładnie zagniatamy. Dzielimy na trzy części.

Składniki na polewę wrzucamy do rondla, podgrzewamy aż się wszystko ładnie połączy i wymiesza i gotowe.

Dla posiadających trzy takie same blachy (gdzie wy to trzymacie?) - każdą blachę wylepiamy ciastem. Na jeden blat wylewamy równomiernie polewę. Wkładamy wszystko razem do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy, aż się ładnie zrumieni na złoto.
Dla posiadających jedynie jedną 20x30 cm lub podobną: blachę wykładamy papierem do pieczenia, tak żeby boki wystawały ponad krawędzie blachy i wylepiamy ciastem. Pieczemy jakieś 10 minut w 180 stopniach, aż się ładnie zrumieni. Przy pomocy drugiej osoby wyciągamy ciasto za pomocą wystającego papieru. Wykładamy kolejnym arkuszem, wylepiamy ciastem i do pieca. Zasada ta sama. Na końcu pieczemy blat z wylaną na wierzchu polewą orzechową. Ten musi posiedzieć chwilkę dłużej (myślę że 15 minut mu wystarczy). Dajemy mu wystygnąć na blaszce.

Budyń robimy według przepisu na opakowaniu, ale używając o 1/3 mleka mniej.

Na pierwszy blat kładziemy budyń. Na drugi kajmak z puszki - czyli to ugotowane mleko. Na koniec przykrywamy trzecim blatem. Tylko wyjmijcie wcześniej spod nich papier :P Ciacho niech sobie chwilę poleży i ustabilizuje. Jeśli zrobicie je rano, przed obiadem, to na popołudniową kawkę będzie już gotowe.

 Moja górna warstwa wygląda trochę jak od murzynka.

 Kajmak w cieple lubi uciekać


Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz