Żniwa!

Moje chili powoli tracą liście i usychają, niestety nadszedł czas na te największe krzaki. Jako pierwsze pod nożyczki poszły Bell, Pepperoni i najmniejszy krzak żółtego Habanero. To znaczy póki co obcięłam im owoce i bezlistne gałęzie, ale wątpię czy jeszcze coś z nich będzie. Niestety Pepperoni po raz kolejny zostało zaatakowane przez przędziorka. Wybitny pasożyt, robiący na całej roślinie delikatne pajęczynki, powoduje że liście powoli żółkną i odpadają, kwiaty też i nawet niedojrzałe owoce. Oczywiście już nie pierwszy raz się to zdarza. Za pierwszym razem straciłam połowę mojej hodowli, bo nie wiedzieliśmy jak sobie z tym razić, a nic nie działało. W zeszłym roku w końcu znaleźliśmy odpowiednią truciznę. Niestety jej okres karencji to 4 tygodnie, więc zawsze przed użyciem, ścinam wszystkie owoce z rośliny (chyba że dopiero rosną, wtedy te 4 tygodnie im na krzaku miną). Przędziorka łatwo do domu przynieść na roślinach kupionych w marketach. Tu i tu są zdjęcia jak mniej więcej wygląda zaatakowana roślina. Teraz jak kupuję nowy krzak, nieważne zioła czy chili, najpierw dokładnie go opłukuję pod prysznicem, przeglądam każdy liść, czy przypadkiem nie ma na nich jaj i kładę do pokoju, gdzie jest najmniej roślin lub wcale (np. wiosną i latem to mój pokój, bo wszystkie lądują na balkonie). Przez około 2-3 tygodni roślina jest pod obserwacją, czy rośnie, coś po niej nie łazi, lata czy nie ma pajęczynek. W tym roku kupiłam mizerny krzaczek w Lidlu, niestety były już przebrane, a takiego gatunku nie miałam (potem się okazało, ze to inny niż było napisane na doczepionej tabliczce, ale też go nie miałam). Papryczka była zainfekowana przędziorkiem. Po podwójnym, obfitym spryskaniu trucizną i dokładnym wymyciu, krzak trafił na balkon. Dziś wygląda przepięknie, owoców ma bez liku, mnóstwo idealnie zielonych liści i mam nadzieję, że uda mi się go przezimować, bo krzaczek nie jest szeroki. Póki co jest tak idealnie zdrowy, że jeszcze owoców z niego nie ścinałam, choć też już się zaczerwieniły (choć miały być fioletowe).


Moja parapetowa kolekcja najmniejszych - te będę próbowała zimować. Czerwone na samym końcu, toi te, które były atakowane przez robala. A co tu robi dynia? Nie miałam gdzie jej dać. Choć dość mała, 2 kg, efektów z niej będzie kilka ;) Ale o tym nie dzisiaj.

Za to teraz zdjęcia pozostałych chili, które zostały ścięte i czekają na swój dalszy los.



 Moje cudowne Pepperoni. Za papryczkę na nasiona zapłaciłam na targu 20 groszy, a w niej jest tyle nasion, że krzaków można mieć mnóstwo. Oczywiście jeśli wzejdą. U mnie wzeszły trzy, a po przesadzeniu tylko dwa się przyjęły. Ten który był największy, więc teoretycznie najsilniejszy, usechł. Na szczęście pozostałe dwa pięknie owocowały cały sezon. na jednym krzaku 20 owoców. To jest wynik!

 Żółte Habanero, przepiękne. Wyglądają jak z wosku. Te są z najmniejszego krzaka, który stoi na balkonie (i żyje w tych temperaturach!) i jeszcze kwiaty ma. Zobaczymy czy coś z niego jeszcze będzie. Oczywiście jest jeszcze jeden krzak, trzy razy większy, z ogromną ilością owoców, ale część jeszcze jest niedojrzała i trochę mi go żal :)


Takie fotki podsumowujące zbiory. Są na nich jeszcze dzwonki (te czerwone i zielone z prawej). Łącznie z 4 ściętych krzaków wyszła cała miska chili. Owoce były już tak dojrzałe, że wąchając je wyczuwa się intensywny zapach kapsaicyny. Co prawda nie tak zabójczy, jak przy obieraniu, ale bardzo mocny. To tyle ze żniw. Jeszcze 10 krzaków czeka, więc pewnie kolejne zdjęcia też się niebawem pojawią.
A o dyni będzie w następnej notce :)

2 komentarze:

  1. Przepiękna kolekcja papryczek! Wszystko bym za taką oddała. Czas się zabrać do roboty, bo zapasy lodówkowe u nas znikają w zastraszającym tempie i przydałaby się jakaś ostra hodowla:) Naprawdę gratuluję i ogromnie podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitsune, niedługo dodam zdjęcia mojej obecnej hodowli, krzaczki już całkiem nieźle wyglądają, choć przez zwariowaną pogodę i tak są lekko opóźnione we wzroście.

      Sama hodowla nie jest ciężka, ale wymaga dużej ilości miejsca i cierpliwości :) Ale owoce są warte tego skakania dookoła krzaków ;)

      Usuń