Szykując się do powrotu

No cóż. Nigdy nie twierdziłam, że jestem jakoś specjalnie regularna. Choć takiej przerwy się nie spodziewałam. Ale dziś jeszcze takiego całkowitego powrotu nie będzie. Chciałam tylko prosić o jeszcze odrobinkę cierpliwości.



Moje chwilowe porzucenie bloga nie wynikło z lenistwa. Złożyło się mnóstwo różnych czynników, które spowodowały, że zarzuciłam gotowanie i pieczenie na bardzo długi czas. Najważniejszy powód był taki, że po prostu kompletnie nie miałam ani sił, ani ochoty na jakiekolwiek eksperymentowanie w kuchni. Główny powód to choroba mojej mamy, która nadal niestety trwa, ale już mamy inne widoki na jej przyszłe leczenie, niż jeszcze 3 miesiące temu. Nie chcę się za bardzo w tej kwestii rozpisywać, ponieważ kiedy mama już całkiem zostanie wyleczona (lub przynajmniej w miarę możliwości medycyny), wtedy dokładnie to opiszę, bo tego co nas spotkało ze strony lekarzy, nie można zignorować.

Krótko mówiąc, w zeszłym roku moja mama zaczęła chorować, ale wszyscy lekarze ignorowali jej objawy tak długo, jak tylko było to możliwe. W efekcie w styczniu tego roku mama przestała całkowicie chodzić. To co działo się w kolejnych szpitalach, tylko pogłębiało depresję: przede wszystkim mamy. Ale ja, tata i reszta rodziny, także bardzo mocno to odczuliśmy. Teraz na szczęście perspektywy są już coraz lepsze i mamy nadzieję, że już więcej na marnych lekarzy nie trafimy.

Dlaczego piszę to dzisiaj? Bo z mamą zawsze byłyśmy bardzo blisko. Jest dla mnie wyjątkową osobą, która mimo wielu przykrości, nadal jest silną i pogodną osobą. Zawsze mnie motywowała, żeby dać z siebie jak najwięcej. Żeby być silną i nie dać się złamać swoim przeciwnikom. Dzięki niej jestem dzisiaj tym, kim jestem. Pewną siebie, świadomą swoich zalet i zdolności kobietą. Pokazała mi, że mam prawo być traktowana na równi z innymi i jeśli komuś się nie podobam - to jest to problem tej osoby, a nie mój. Zawsze wie, kiedy za nic w świecie nie przekona się mnie do zmiany zdania, a kiedy potrzebuję wskazania właściwej drogi lub mocnego potrząśnięcia, żeby nie popełnić głupoty. I rozumie moją beznadziejną miłość do butów, która powoduje, że nasze szafki już nie chcą mieścić kolejnych par szpilek.

Mam nadzieję, że już niedługo wróci do domu i znowu będziemy mogły codziennie rozmawiać o wszystkim. Bo chociaż komórki ułatwiają nam codzienny kontakt, jednak zasięg czasem płata figle. A to też nie to samo, co rozmowa w cztery oczy. Bo nie tylko w tym dniu, ale zawsze, mama jest najważniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz